Hulajnoga – piekła nie ma

Do tej pory byłem w stanie przewidzieć, jakie tematy o podłożu prawnym wypłyną na szerokie wody mediów masowych. Wystarczyło się zastanowić, które z poruszanych w branży prawniczej zagadnień związane są z dużą polityką lub z dużymi pieniędzmi. Tym bardziej zdziwiło mnie nagłe zainteresowaniem tematem określenia statusu użytkowników hulajnóg elektrycznych.

Przydługi wstęp

Jasne, temat statusu użytkowników hulajnóg elektrycznych dotyczy tysięcy osób. To bowiem czy będziemy traktować ich jak pieszych, czy też jak rowerzystów, wpłynie nie tylko na uprawnienia ich samych, ale na sytuację wszystkich uczestników ruchu w dużych miastach. Podobnie jednak tysięcy osób dotyczy domniemanie pochodzenia dziecka od męża matki, ale nie przypominam sobie większego zamieszania o nie.

Jeżeli chodzi o politykę, to raczej nikt nie będzie za przyczyną hulajnóg organizował protestów lub marszów – chyba, że te ostatnie nie szłyby, lecz jechały.

Wreszcie pieniądze. Tutaj spawa wygląda trochę inaczej. Łamanie przepisów o ruchu drogowym wiąże się z pewnymi dolegliwościami dla łamiących. Niemniej, biorąc pod uwagę aktualny taryfikator, temat statusu użytkowników hulajnóg jest raczej tematem zastępczym.

O wiele istotniejszy w kontekście tej kategorii pojazdów jest przemilczany temat odpowiedzialności sprawcy poruszającego się elektryczną hulajnogą. Co bowiem, gdy taka osoba uszkodzi zaparkowany na poboczu samochód warty setki tysięcy złotych? Co gorsze, co w przypadku gdy taki niczego nieświadomy użytkownik spowoduje wypadek, w którym poważnego uszczerbku dozna inna osoba? Może się okazać, że wynajęcie hulajnogi stanie się wówczas o wiele bardziej kosztowne, niż pokaże nam apka na telefonie.

Zbyt krótkie rozwinięcie

Na nieszczęście użytkowników elektrycznych hulajnóg otaczająca ich rzeczywistość prawna jest brutalna. W świetle najistotniejszych z punktu widzenia odpowiedzialności cywilnej przepisów, mieszczą się oni bowiem w jednej kategorii z nowowczesnymi samochodami i motocyklami, a nie tradycyjnymi rowerami i pieszymi. Powoduje to zliberalizowanie przesłanek pozwalających na obciążenie ich obowiązkiem zapłaty odszkodowania i zadośćuczynienia.

Zasada ryzyka

W przypadku użytkowników hulajnóg elektrycznych zasadą jest kształtowanie odpowiedzialności w oderwaniu od winy w spowodowaniu zdarzenia. Pierwszorzędne znaczenie ma tutaj sam fakt korzystania z urządzenia, które jest środkiem komunikacji wprawianym w ruch za pomocą energii elektrycznej. Oznacza to, że każdy użytkownik hulajnogi elektrycznej naciskając manetkę przyspieszenia podejmuje ryzyko, którego ceną może się okazać odpowiedzialność za spowodowane szkody niezależnie od tego, czy poruszał się prawidłowo. Wyłączenie tak drastycznie zarysowanej odpowiedzialności następuje zaś dopiero wówczas, gdy do powstania szkody doszło wskutek siły wyższej, z wyłącznej winy samego poszkodowanego lub też z wyłącznej winy osoby trzeciej.

Zasada winy

Od powyższego modelu odpowiedzialności występują wyjątki. Skutkiem wystąpienia każdego z nich jest uzależnienie odpowiedzialności od winy sprawcy, a więc od tego, czy można mu postawić zarzut nieprawidłowego poruszania się pojazdem, z którego skorzystał.        

Pierwszy wyjątek dotyczy sytuacji wypadku z udziałem pojazdów o zbliżonym charakterze do elektrycznych hulajnóg, a więc takich które służą celom transportowym i poruszają się dzięki innej sile niż siła mięśni (samochody, motocykle, deskorolki elektryczne, rowery elektryczne, segwaye, inne hulajnogi elektryczne). W takim przypadku ustawodawca uznał, że skoro każda z osób biorących udział w takich zdarzeniu podjęła podobne ryzyko poruszania się pojazdem wprawianym w ruch za pomocą sił przyrody, to ryzyko to się zeruje. „Wartością dodaną” będzie w tym przypadka wina, gdyż to jej zaistnienie po stronie jednego z użytkowników wskaże na osobę odpowiedzialną za szkodę.

Drugi wyjątek dotyczy problematycznej dla użytkowników hulajnóg elektrycznych sytuacji przewożenia ze sobą innych osób. O ile bowiem uznać, że taki przewóz w przypadku pojazdu przeznaczonego dla jednego człowieka jest bezpieczny i dopuszczalny, to do dodania winy do katalogu przesłanek odpowiedzialności będzie dochodziło wówczas, gdy przewóz odbywa się z grzeczności (a więc z czystej uprzejmości, którą może niweczyć nie tylko zapłata, ale także przemieszczanie się przewożącego i przewożonego we wspólnym celu gospodarczym). W takim przypadku zaostrzenia podstaw odpowiedzialności można upatrywać w dwóch okolicznościach –  w tym, że przewożony wie jakim środkiem komunikacji się porusza, oraz w tym, że nic go to nie kosztuje. Ryzyko użytkownika hulajnogi elektrycznej jest w tym przypadku równoważone przez jego bezinteresowność.

Zamiast zakończenia

Wszystko wydaje się jasne. Dwie zasady odpowiedzialności. Rozłączność sytuacji stosowania każdej z nich. Precyzyjnie określone reguły przejścia z ryzyka na winę. Tak jednak nie jest.

Tym co można wywieść z powyższych rozważań to fakt, że elektryfikacja hulajnogi czyni ją ryzykownym urządzeniem. Dosłownie i w przenośni, gdyż właśnie z niej wynika przejście z zasady winy na zasadę ryzyka. Jak więc wygląda odpowiedzialność sprawcy kierującego hulajnogą tradycyjną (nieelektryczną)? Co w przypadku, gdy użytkownik hulajnogi elektrycznej nie używa silnika, w który jest ona wyposażona? W końcu, co w sytuacji, gdy sprawca rozpędzi hulajnogę napędem elektrycznym i bateria się wyładuje zanim ten się zatrzyma? Liczę, że na te pytania spróbujesz już sam odpowiedzieć drogi Czytelniku*.

* tych mniej wytrwałych zapewniam, że do tematu jeszcze powrócę

Powiązane posty

Rozpocznij wpisywanie wyszukiwanego hasła i naciśnij Enter, aby wyszukać. Naciśnij ESC, aby anulować.

Do góry

Kontynuując przeglądanie tej strony zgadzasz się z naszą polityką plików cookie. więcej informacji

The cookie settings on this website are set to "allow cookies" to give you the best browsing experience possible. If you continue to use this website without changing your cookie settings or you click "Accept" below then you are consenting to this.

Close